*Natalie*
Wyglądałam na spokojną, ale wewnątrz byłam wściekła. Mój chłopak z tą nową?! Nawet nie chciałam o tym myśleć ...
- Co Ty tam z nią robiłeś?!-- zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Naty, my tylko rozmawialiśmy.--powiedział chcąc mnie uspokoić i poszliśmy dalej.
- Wyglądało to trochę inaczej.--może trochę przesadzałam, ale nie chciałam żeby mu przyszło do głowy coś kręcić z tą Lucy!
- Kochanie, nie martw się to tylko znajoma.-przytulił mnie czule. Trochę mnie uspokoił, ale nie do końca ...
- Dobrze, ale nie chcę żebyś się z nią widywał. -- musiałam podjąć drastyczne środki, jeżeli nie chciałam żeby doszło do "tragedii".
- Eee... No, dobrze. -- westchnął. Śmiałam się w duchu. Ta Lucy nie zasługuje na Logana. Nie wie z kim zadziera, więc jeśli tylko się do niego zbliży to pożałuje...
***
Blondynka siedziała na ławce w centrum, na rynku w Portland i czytała swoją ulubioną książkę Nicholas'a Sparks'a "I wciąż ją kocham".
Historia opowiadania o pełniącym służbę w wojsku mężczyźnie, imieniem John, który podczas jednego z wakacyjnych pobytów w rodzinnym domu, poznaje młodą dziewczynę, Savannah. Miedzy dwojgiem ludzi szybko dochodzi do uczuć, poczynając od przyjaźni, a kończąc na miłości. Jednakże zakochani zdają sobie sprawę z rozłąki, która ich czeka, postanawiają dalej być razem. Wierzą, że ich związek przetrwa taką próbę. Udaje im się to do momentu, gdy na skutek pewnych wydarzeń John postanawia przedłużyć swój pobyt w wojsku. Savannah nie daje już rady z kilometrami dzielącymi ją od ukochanego i wysyła do niego list pożegnalny, w którym informuje, że się zakochała w kimś innym. Dla mężczyzny jest to najbardziej bolesny cios. Jego marzenia o wspólnym życiu z Savannah wraz z jej listem legły w gruzach. Jednak mężczyzna mimo wielu prób nie potrafi zapomnieć o niezwykłej piękności... I wciąż ją kocha.
Brązowooka dziewczyna nawet nie drgając, wędrowała tylko oczami po kolejnych stronach wspaniałej powieści. Liczyła na to, że kiedyś sama przeżyje historię, którą warto spisać na kartkach. Chciała poczuć się jak księżniczka, czekająca samotnie, w wieży na jej księcia, który uratuje ją od ognia smoka, wielkich, kutych bram i murów. Na tego, który jest w stanie zrobić wszystko, przejść każdą, najdłuższą i najcięższą do przebycia drogę, tylko po jej miłość... Po to, by ją zabrać w miejsce, gdzie będzie mogła żyć i kochać swobodnie. Co prawda dziewczyna była księżniczką czekająca samotnie w wieży, lecz nie miała pojęcia czy książę się zjawi...
- Hej, Nixie! -- blondynka wzdrygnęła się lekko i spojrzała z oczami, wyglądającymi, jakby przed chwilą dostała zawału na nieznajomą, która wypowiedziała jej imię. Z początku jej nie rozpoznawała, ale po dokładnym przyjżeniu się dziewczynie, dotarło do niej, że dobrze zna tą osobę...
Historia opowiadania o pełniącym służbę w wojsku mężczyźnie, imieniem John, który podczas jednego z wakacyjnych pobytów w rodzinnym domu, poznaje młodą dziewczynę, Savannah. Miedzy dwojgiem ludzi szybko dochodzi do uczuć, poczynając od przyjaźni, a kończąc na miłości. Jednakże zakochani zdają sobie sprawę z rozłąki, która ich czeka, postanawiają dalej być razem. Wierzą, że ich związek przetrwa taką próbę. Udaje im się to do momentu, gdy na skutek pewnych wydarzeń John postanawia przedłużyć swój pobyt w wojsku. Savannah nie daje już rady z kilometrami dzielącymi ją od ukochanego i wysyła do niego list pożegnalny, w którym informuje, że się zakochała w kimś innym. Dla mężczyzny jest to najbardziej bolesny cios. Jego marzenia o wspólnym życiu z Savannah wraz z jej listem legły w gruzach. Jednak mężczyzna mimo wielu prób nie potrafi zapomnieć o niezwykłej piękności... I wciąż ją kocha.
Brązowooka dziewczyna nawet nie drgając, wędrowała tylko oczami po kolejnych stronach wspaniałej powieści. Liczyła na to, że kiedyś sama przeżyje historię, którą warto spisać na kartkach. Chciała poczuć się jak księżniczka, czekająca samotnie, w wieży na jej księcia, który uratuje ją od ognia smoka, wielkich, kutych bram i murów. Na tego, który jest w stanie zrobić wszystko, przejść każdą, najdłuższą i najcięższą do przebycia drogę, tylko po jej miłość... Po to, by ją zabrać w miejsce, gdzie będzie mogła żyć i kochać swobodnie. Co prawda dziewczyna była księżniczką czekająca samotnie w wieży, lecz nie miała pojęcia czy książę się zjawi...
- Hej, Nixie! -- blondynka wzdrygnęła się lekko i spojrzała z oczami, wyglądającymi, jakby przed chwilą dostała zawału na nieznajomą, która wypowiedziała jej imię. Z początku jej nie rozpoznawała, ale po dokładnym przyjżeniu się dziewczynie, dotarło do niej, że dobrze zna tą osobę...
Była to Emily, "znajoma" z podstawówki, której dziewczyna nienawidziła z całego serca, jednak nigdy tego nie przyznała czy też nie okazała... Dlaczego? Ze strachu. Brunetka była od niej mnie lepsza w dosłownie wszystkim!
Kilka razy próbowała się z nią zaprzyjaźnić, ale na próżno... Za każdym razem wyśmiewała się z dziewczynki podobnie jak reszta klasy...
Zawsze była pomiatana przez nią i jej znajomych... Dlatego tak bardzo się zmieniła.
- Emily, co ty tu robisz? -- spytała zdziwiona, powoli zamykając książkę.
- Wróciłam z Kanady. W końcu 4 lata już minęły, więc nic nas tam już nie trzyma. -- szarooka uśmiechnęła się do niej serdecznie.
- Super... -- robiła dobrą minę do złej gry, bo wiedziała, że tak naprawdę nie ma najmniejszego powodu, aby cieszyć się z zaistniałem sytuacji, ale nie chciała dać tego po sobie poznać.
- Będę chodziła z tobą do East High. Będzie super! Jak za dawnych lat..! -- Emily zaczęła skakać z radości. Blondynka już wtedy wiedziała, że będzie miała przechlapane. Pod jej udawanym uśmiechem kryła się przerażona, mała dziewczynka... Ta sama, która była poniżana i ośmieszana 4 lata temu.
- To świetnie...Wiesz co...Ja...Ja chyba muszę już wracać, jest dosyć późno. Mama już pewnie czeka z obiadem, a nie chcę jej denerwować... Na razie! -- wyjąkała... oczywiście skłamała, wstała z ławki, trzymając książkę w rękach.
- Czekaj... Czy ty czytasz "I wciąż ją kocham"? -- spytała nagle, gdy blondwłosa dziewczyna miała już odchodzić. Nixie spojrzała na nią i kiwnęła głową, przyciskając książkę do swojej klatki piersiowej, jakby ją przytulała, a jej towarzyszka wybuchnęła śmiechem. - To nędzne romansidło?! Nixie, zaskakujesz mnie! -- prawie że wykrzyknęła, a brązowooka spuściła głowę. Po chwili spojrzała na Emily spode łba, lecz z jej oczu nie można było wyczytać złości, a jedynie smutek i rozgoryczenie. Nagle poczuła, że jej policzek staje się mokry, odwróciła się gwałtownie i spokojnym, aczkolwiek nieco chwiejnym krokiem, ruszyła przed siebie, zostawiając w tym samym miejscu brunetkę, która nadal się śmiała. Gdy tylko Emily zniknęła z jej pola widzenia, zaczęła biec... Gdzie? W miejsce, w którym mogła być sama. W miejsce, w którym zyskała pewność siebie. W miejsce, którego tak naprawdę dawno nie odwiedzała. Po kilkunastu minutach dobiegła...
Na granicach niewielkiego lasu, znajdował się mały domek na drzewie. Weszła na górę po drewnianych i podstarzałych, aczkolwiek wytrzymałych szczeblach drabinki. Musiała się trochę schylić, żeby przejść przez drzwi...Cóż, przez te kilka lat przybyło jej trochę centymetrów, ale gdy weszła do środka, mogła się normalnie wyprostować.
Wnętrze zdobiły różne szablony na drewnianych ścianach. Na przeciwko drzwi stała niewielka szafka nocna, obok, w prawym rogu skromne biurko, a nad nim wisiała mała szafka. W lewym rogu, na podłodze leżały dwa dość duże materace, na którym położyła kilka kąder i rozrzuciła masę poduszek. Nad legowiskiem rozwiesiła różową chustę, która pełniła rolę "dachu".
Podeszła do zakurzonego lusterka, wiszącego na jednej ze ścian. Przetarła je ręką i zaczęła się przyglądać swojemu odbiciu. Z jej oczu nadal płynęły łzy. Wspomnienia z dzieciństwa ją przytłaczały, a teraz... Kiedy Emily wróciła...
- Nixie, weź się w garść! -- krzyknęła, ocierając łzy z policzków. - Nie jesteś słaba czy bezsilna... -- powiedziała, choć dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że to kłamstwo. - Jesteś twarda i niezależna. -- w tej chwili miała poważne wątpliwości... Przecież liczyła na to, że już jej nie zobaczy... Że ta da jej w końcu spokojnie żyć... Ale ten dzień jednak nastał. - Nie! -- krzyknęła i odwróciła się gwałtownie od lusterka z jej zapłakanym odbiciem. - Nie tym razem... -- spojrzała w nie ponownie. - Tym razem historia potoczy się trochę inaczej. -- wycedziła przez zęby, pełna determinacji.
***
Niebieskooka dziewczyna leżała bezwładnie na kanapie, bawiąc się kosmykiem swoich brązowych włosów, a jej wzrok wędrował ciągle za tą samą rzeczą... Za muchą latającą pod sufitem. Była zła... Wściekła. Miała ochotę stłuc wazon, znajdujący się na stoliku tuż obok kanapy. - Czy im wszystkim tak ciężko zrozumieć, że nie jestem już dzieckiem?! -- pomyślała. - Ta Ashley z przed kilku lat zmieniła się i od dawna nic jej nie dolega! -- po chwili dodała, a sama myśl o tym co działo się z nią jeszcze kilka lat temu sprawiała, że dziewczyna przestała czuć cokolwiek... Złość, smutek, już nie wspominając o szczęściu... Był tylko ból.
Otóż, gdy Ashley była jeszcze dzieckiem cierpiała na pewną chorobę... Gdy miała 3 lata, widziała na własne oczy jak ktoś morduje jej rodziców i zostawia po nich rozszarpane zwłoki. Byli znanymi biznesmenami z powodzeniem i mieli wielu nieobliczalnych wrogów... Ale tamta sytuacja w życiu dziewczyny, sprawiła, że jej dzieciństwo uległo całkowitej zmianie, nie tylko dlatego, że została ona osierocona, ale z powodu tej choroby... Z powodu schizofrenii.
Przez następne 5 lat męczyły ją koszmary, przywidzenia i te głosy w głowie, które zawsze dotyczyły jej rodzicieli...
Koszmary przypominały jej o szczegółowej śmierci państwa Smith'ów. To jak kopali w brzuch jej tatę, to jak targali za włosy jej mamę, jak i to kiedy wielokrotnie wpychali noże w ich ciała... Do dziś pamięta ten widok... Do dziś ją męczy. Podbiegła potem do swoich opiekunów leżących w kałuży krwi, uklęknęła nad nimi i szarpała ich ciała, krzycząc: "Mamusiu, tatusiu, obudźcie się! Czas już wracać do domku, do łóżeczka i na bajkę przed snem! Jutro trzeba wcześnie wstać!". Jednak dopiero po chwili dotarło do niej, że jej rodzice zasnęli na wieki i obudzą się dopiero tam, na górze. Właśnie wtedy, swoimi załzawionymi oczkami, spojrzała w niebo zasnute nocnym cieniem i ujrzała na nim tylko dwie jasno świecące gwiazdy. Uśmiechały się... Uśmiechały się do niej. Już wiedziała, że oni tam są... Że są szczęśliwi, jednocześnie będąc tam i spoglądając na swoją małą Ashley. Zaczął padać deszcz... Płakali. Już nigdy nie będą mogli jej przytulić... Ucałować na dobranoc i powiedzieć: "Kochamy cię, córeczko",a zaraz po tym usłyszeć: "Ja was też" i patrzeć jak spokojnie zamyka oczka, kładąc się do snu...
Przywidzenia powodowały, że często ich widziała... Byli tam wtedy... Uśmiechnięci, lekko pochyleni, a jedno nich zawsze wyciągało ręce w jej stronę. Zupełnie jak wtedy, kiedy uczyli ją chodzić. Powtarzali wtedy zawsze: "Spróbuj, Ashely. Uda ci się, kochanie. Wierzymy w ciebie, ty też uwierz.". Wtedy uśmiechała się nich lecz, gdy tylko zrobiła krok w ich stronę, oni rozpływali się w krwisto czerwonej cieczy. Do jej oczu napływały łzy. Zaczynała biegać wszędzie, gdzie popadnie i krzyczeć: "Mamo! Tato! Gdzie jesteście?!, wtedy zawsze zatrzymywał ją wujek, łapał w pasie i trzymał mocno przy sobie, mówiąc, że ich tu nie ma. Dziewczynka wierciła się i próbowała uwolnić od jego uścisku, by kontynuować poszukiwania. jednak po chwili ustąpywała.
Głosy w głowie... To były ich głosy. Zapłakane, roztrzęsione, zawiedzione głosy wmawiały jej, że to co się stało jest jej winą... Że gdyby tylko jakoś zareagowała... Wszystko potoczyłoby się inaczej. Byliby tu z nią i wszystko byłoby w porządku. Śmialiby się pewnie i powtarzali jak bardzo kochają swoją małą dziewczynkę, jak i siebie nawzajem.
Na okres trwania choroby, jak i teraz, opiekował się nią wujek. Troszczył się o nią bardziej niż o samego siebie. Ona była jego oczkiem w głowie. Choroba została wyleczona, jednak on nadal obejmował ją przesadną opieką. Nie pogodził się z tym, że brunetka nie potrzebuje już specjalnej troski, podobnie jak reszta jej rodziny, którą nie często widuje, ale jednak. A teraz jeszcze ten Zayn... - Czasami mam ochotę uciec od tych wszystkich ludzi, ale właśnie wtedy uświadamiam sobie, że ich kocham... Oczywiście nie licząc jego! -- powiedziała w myślach.
No, tak... Przecież chłopak tak nieziemsko działał dziewczynie na nerwy... Zawsze pojawiał się akurat wtedy... Wtedy... Kiedy czuła się samotna... Kiedy ubliżali jej jacyś idioci... Kiedy było jej smutno... STOP! Przecież on nic dla niej nie znaczy... A może... Może jednak... Tyle że nawet nie zdawała sobie z tego sprawy...
Nagle rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi, który spowodował, że dziewczyna z hukiem wylądowała na ziemi. podniosła się z podłogi i leniwym krokiem udała się w stronę źródła hałasu, masując przy tym obolałe ciało, które nieco ucierpiało w wyniku wypadku. Kto mógł o tej porze zakłócać jej spokój? Pociągnęła za klamkę i lekko uchyliła drzwi, tak, że było jej widać tylko połowę twarzy. Bardzo zdziwiło ją to kogo zobaczyła po drugiej stronie drzwi, w wyniku czego, rozchyliła lekko usta.
- Co ty tu robisz? -- otworzyła szerzej drzwi i zmarszczyła brwi.
- Ja... Ash, ja chciałem z tobą pogadać... -- wyjąkał.
- Wiesz co, Zayn? Bardzo chętnie pogadam z kolesiem, którego mam ochotę zabić przy pierwszej lepszej okazji. -- powiedziała sarkastycznie, kładąc jedną rękę na biodrze, a drugą opierając się o drzwi.
- Daj mi chwilę. -- popatrzył na nią błagalnie. Zależało mu na tym, aby mu wybaczyła i zmieniła co do niego zdanie... Zależało mu na niej. - Proszę. -- po chwili dodał.
- Dobra, wchodź... Ale tylko na chwilę. -- brunetka zrobiła krok w bok, żeby zrobić mu przejście, po czym zamknęła za nim drzwi. Chłopak udał się prosto do salonu i usiadł na kanapie. Z początku zdziło ją to, żewie jak tam trafić, ale po chwili przypomniała sobie poranną akcję.
- Więc..? -- zapytała wymownie, zajmując miejsce na przeciwko niego.
- Więc... Chciałem cię przeprosić. Powinienem najpierw spytać czy cię przeprosić albo coś w tym stylu, a nie wyskakiwaćtak nagle i potem się jeszcze z tobą kłucić... Po za tym chyba nieźle sobie z nimi radziłaś... Przepraszam. -- powiedział nieśmiało, zagryzając dolną wargę. W jej oczach wyglądał tak słodko... Zanim dziewczyna się rozmarzyła, zdążyła się opanować i mu odpowiedzieć.
- Mam nadzieję, że teraz już wiesz, że nie potrzebuję niczyjej pomocy. -- powiedziała obojętnym tonem.
- Tak, zapamiętam to na przyszłość... -- uśmiechnął się serdecznie. - To jak? Przeprosiny przyjęte? -- popatrzył na nią tymi słodkimi oczkami.
- Jasne. -- odwzajemniła uśmieh, po czym oboje wstali. Dziewczyna poszła odprowadzić go do drzwi. Pożegnała się z nim i już miała zamykać drzwi, gdy ten przytrzymał je ręką i wystawił zza nich głowę.
- Ashley... Nie miałabyś ochoty wyskoczyć jutro na lody? -- znowu te oczy i nieśmiały uśmiech... Działało to na dziewczynę jak magnes. Nie mogła się mu już oprzeć.
- Bardzo chętnie, ale ty stawiasz. -- uśmiechnęła się łobuzersko.
- Jasne. Będę pisał. -- powiedział. Dziewczyna od razu zorientowała się, że Zayn nie ma jej numeru... Już otwierała usta, żeby mu to powiedzieć, ale on przystawił jej palec do ust.
- Tak, mam twój numer... Nie ważne skąd. -- uśmiechnął się i zniknął za drzwiami.
_____________________________________________________________
Dobra, dobra... Wiem, że się nie postarałam i wyszło jak wyszło, ale co zrobić... Ja już taka jestem ;3
Rozdział 5 pojawi się najpóźniej za tydzień, podobnie jak każdy następny, a jeżeli tylko dam radę postaram się wcześniej ;* Jeśli przeczytałaś/eś, zostaw komentarz (żeby dodać komentarz kliknij "chmurkę" u góry posta, a nie u dołu)... To mnie prawdę namotywuje i poprawia wenę <3
Całuję ;*
- Emily, co ty tu robisz? -- spytała zdziwiona, powoli zamykając książkę.
- Wróciłam z Kanady. W końcu 4 lata już minęły, więc nic nas tam już nie trzyma. -- szarooka uśmiechnęła się do niej serdecznie.
- Super... -- robiła dobrą minę do złej gry, bo wiedziała, że tak naprawdę nie ma najmniejszego powodu, aby cieszyć się z zaistniałem sytuacji, ale nie chciała dać tego po sobie poznać.
- Będę chodziła z tobą do East High. Będzie super! Jak za dawnych lat..! -- Emily zaczęła skakać z radości. Blondynka już wtedy wiedziała, że będzie miała przechlapane. Pod jej udawanym uśmiechem kryła się przerażona, mała dziewczynka... Ta sama, która była poniżana i ośmieszana 4 lata temu.
- To świetnie...Wiesz co...Ja...Ja chyba muszę już wracać, jest dosyć późno. Mama już pewnie czeka z obiadem, a nie chcę jej denerwować... Na razie! -- wyjąkała... oczywiście skłamała, wstała z ławki, trzymając książkę w rękach.
- Czekaj... Czy ty czytasz "I wciąż ją kocham"? -- spytała nagle, gdy blondwłosa dziewczyna miała już odchodzić. Nixie spojrzała na nią i kiwnęła głową, przyciskając książkę do swojej klatki piersiowej, jakby ją przytulała, a jej towarzyszka wybuchnęła śmiechem. - To nędzne romansidło?! Nixie, zaskakujesz mnie! -- prawie że wykrzyknęła, a brązowooka spuściła głowę. Po chwili spojrzała na Emily spode łba, lecz z jej oczu nie można było wyczytać złości, a jedynie smutek i rozgoryczenie. Nagle poczuła, że jej policzek staje się mokry, odwróciła się gwałtownie i spokojnym, aczkolwiek nieco chwiejnym krokiem, ruszyła przed siebie, zostawiając w tym samym miejscu brunetkę, która nadal się śmiała. Gdy tylko Emily zniknęła z jej pola widzenia, zaczęła biec... Gdzie? W miejsce, w którym mogła być sama. W miejsce, w którym zyskała pewność siebie. W miejsce, którego tak naprawdę dawno nie odwiedzała. Po kilkunastu minutach dobiegła...
Na granicach niewielkiego lasu, znajdował się mały domek na drzewie. Weszła na górę po drewnianych i podstarzałych, aczkolwiek wytrzymałych szczeblach drabinki. Musiała się trochę schylić, żeby przejść przez drzwi...Cóż, przez te kilka lat przybyło jej trochę centymetrów, ale gdy weszła do środka, mogła się normalnie wyprostować.
Wnętrze zdobiły różne szablony na drewnianych ścianach. Na przeciwko drzwi stała niewielka szafka nocna, obok, w prawym rogu skromne biurko, a nad nim wisiała mała szafka. W lewym rogu, na podłodze leżały dwa dość duże materace, na którym położyła kilka kąder i rozrzuciła masę poduszek. Nad legowiskiem rozwiesiła różową chustę, która pełniła rolę "dachu".
Podeszła do zakurzonego lusterka, wiszącego na jednej ze ścian. Przetarła je ręką i zaczęła się przyglądać swojemu odbiciu. Z jej oczu nadal płynęły łzy. Wspomnienia z dzieciństwa ją przytłaczały, a teraz... Kiedy Emily wróciła...
- Nixie, weź się w garść! -- krzyknęła, ocierając łzy z policzków. - Nie jesteś słaba czy bezsilna... -- powiedziała, choć dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że to kłamstwo. - Jesteś twarda i niezależna. -- w tej chwili miała poważne wątpliwości... Przecież liczyła na to, że już jej nie zobaczy... Że ta da jej w końcu spokojnie żyć... Ale ten dzień jednak nastał. - Nie! -- krzyknęła i odwróciła się gwałtownie od lusterka z jej zapłakanym odbiciem. - Nie tym razem... -- spojrzała w nie ponownie. - Tym razem historia potoczy się trochę inaczej. -- wycedziła przez zęby, pełna determinacji.
***
Niebieskooka dziewczyna leżała bezwładnie na kanapie, bawiąc się kosmykiem swoich brązowych włosów, a jej wzrok wędrował ciągle za tą samą rzeczą... Za muchą latającą pod sufitem. Była zła... Wściekła. Miała ochotę stłuc wazon, znajdujący się na stoliku tuż obok kanapy. - Czy im wszystkim tak ciężko zrozumieć, że nie jestem już dzieckiem?! -- pomyślała. - Ta Ashley z przed kilku lat zmieniła się i od dawna nic jej nie dolega! -- po chwili dodała, a sama myśl o tym co działo się z nią jeszcze kilka lat temu sprawiała, że dziewczyna przestała czuć cokolwiek... Złość, smutek, już nie wspominając o szczęściu... Był tylko ból.
Otóż, gdy Ashley była jeszcze dzieckiem cierpiała na pewną chorobę... Gdy miała 3 lata, widziała na własne oczy jak ktoś morduje jej rodziców i zostawia po nich rozszarpane zwłoki. Byli znanymi biznesmenami z powodzeniem i mieli wielu nieobliczalnych wrogów... Ale tamta sytuacja w życiu dziewczyny, sprawiła, że jej dzieciństwo uległo całkowitej zmianie, nie tylko dlatego, że została ona osierocona, ale z powodu tej choroby... Z powodu schizofrenii.
Przez następne 5 lat męczyły ją koszmary, przywidzenia i te głosy w głowie, które zawsze dotyczyły jej rodzicieli...
Koszmary przypominały jej o szczegółowej śmierci państwa Smith'ów. To jak kopali w brzuch jej tatę, to jak targali za włosy jej mamę, jak i to kiedy wielokrotnie wpychali noże w ich ciała... Do dziś pamięta ten widok... Do dziś ją męczy. Podbiegła potem do swoich opiekunów leżących w kałuży krwi, uklęknęła nad nimi i szarpała ich ciała, krzycząc: "Mamusiu, tatusiu, obudźcie się! Czas już wracać do domku, do łóżeczka i na bajkę przed snem! Jutro trzeba wcześnie wstać!". Jednak dopiero po chwili dotarło do niej, że jej rodzice zasnęli na wieki i obudzą się dopiero tam, na górze. Właśnie wtedy, swoimi załzawionymi oczkami, spojrzała w niebo zasnute nocnym cieniem i ujrzała na nim tylko dwie jasno świecące gwiazdy. Uśmiechały się... Uśmiechały się do niej. Już wiedziała, że oni tam są... Że są szczęśliwi, jednocześnie będąc tam i spoglądając na swoją małą Ashley. Zaczął padać deszcz... Płakali. Już nigdy nie będą mogli jej przytulić... Ucałować na dobranoc i powiedzieć: "Kochamy cię, córeczko",a zaraz po tym usłyszeć: "Ja was też" i patrzeć jak spokojnie zamyka oczka, kładąc się do snu...
Przywidzenia powodowały, że często ich widziała... Byli tam wtedy... Uśmiechnięci, lekko pochyleni, a jedno nich zawsze wyciągało ręce w jej stronę. Zupełnie jak wtedy, kiedy uczyli ją chodzić. Powtarzali wtedy zawsze: "Spróbuj, Ashely. Uda ci się, kochanie. Wierzymy w ciebie, ty też uwierz.". Wtedy uśmiechała się nich lecz, gdy tylko zrobiła krok w ich stronę, oni rozpływali się w krwisto czerwonej cieczy. Do jej oczu napływały łzy. Zaczynała biegać wszędzie, gdzie popadnie i krzyczeć: "Mamo! Tato! Gdzie jesteście?!, wtedy zawsze zatrzymywał ją wujek, łapał w pasie i trzymał mocno przy sobie, mówiąc, że ich tu nie ma. Dziewczynka wierciła się i próbowała uwolnić od jego uścisku, by kontynuować poszukiwania. jednak po chwili ustąpywała.
Głosy w głowie... To były ich głosy. Zapłakane, roztrzęsione, zawiedzione głosy wmawiały jej, że to co się stało jest jej winą... Że gdyby tylko jakoś zareagowała... Wszystko potoczyłoby się inaczej. Byliby tu z nią i wszystko byłoby w porządku. Śmialiby się pewnie i powtarzali jak bardzo kochają swoją małą dziewczynkę, jak i siebie nawzajem.
Na okres trwania choroby, jak i teraz, opiekował się nią wujek. Troszczył się o nią bardziej niż o samego siebie. Ona była jego oczkiem w głowie. Choroba została wyleczona, jednak on nadal obejmował ją przesadną opieką. Nie pogodził się z tym, że brunetka nie potrzebuje już specjalnej troski, podobnie jak reszta jej rodziny, którą nie często widuje, ale jednak. A teraz jeszcze ten Zayn... - Czasami mam ochotę uciec od tych wszystkich ludzi, ale właśnie wtedy uświadamiam sobie, że ich kocham... Oczywiście nie licząc jego! -- powiedziała w myślach.
No, tak... Przecież chłopak tak nieziemsko działał dziewczynie na nerwy... Zawsze pojawiał się akurat wtedy... Wtedy... Kiedy czuła się samotna... Kiedy ubliżali jej jacyś idioci... Kiedy było jej smutno... STOP! Przecież on nic dla niej nie znaczy... A może... Może jednak... Tyle że nawet nie zdawała sobie z tego sprawy...
Nagle rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi, który spowodował, że dziewczyna z hukiem wylądowała na ziemi. podniosła się z podłogi i leniwym krokiem udała się w stronę źródła hałasu, masując przy tym obolałe ciało, które nieco ucierpiało w wyniku wypadku. Kto mógł o tej porze zakłócać jej spokój? Pociągnęła za klamkę i lekko uchyliła drzwi, tak, że było jej widać tylko połowę twarzy. Bardzo zdziwiło ją to kogo zobaczyła po drugiej stronie drzwi, w wyniku czego, rozchyliła lekko usta.
- Co ty tu robisz? -- otworzyła szerzej drzwi i zmarszczyła brwi.
- Ja... Ash, ja chciałem z tobą pogadać... -- wyjąkał.
- Wiesz co, Zayn? Bardzo chętnie pogadam z kolesiem, którego mam ochotę zabić przy pierwszej lepszej okazji. -- powiedziała sarkastycznie, kładąc jedną rękę na biodrze, a drugą opierając się o drzwi.
- Daj mi chwilę. -- popatrzył na nią błagalnie. Zależało mu na tym, aby mu wybaczyła i zmieniła co do niego zdanie... Zależało mu na niej. - Proszę. -- po chwili dodał.
- Dobra, wchodź... Ale tylko na chwilę. -- brunetka zrobiła krok w bok, żeby zrobić mu przejście, po czym zamknęła za nim drzwi. Chłopak udał się prosto do salonu i usiadł na kanapie. Z początku zdziło ją to, żewie jak tam trafić, ale po chwili przypomniała sobie poranną akcję.
- Więc..? -- zapytała wymownie, zajmując miejsce na przeciwko niego.
- Więc... Chciałem cię przeprosić. Powinienem najpierw spytać czy cię przeprosić albo coś w tym stylu, a nie wyskakiwaćtak nagle i potem się jeszcze z tobą kłucić... Po za tym chyba nieźle sobie z nimi radziłaś... Przepraszam. -- powiedział nieśmiało, zagryzając dolną wargę. W jej oczach wyglądał tak słodko... Zanim dziewczyna się rozmarzyła, zdążyła się opanować i mu odpowiedzieć.
- Mam nadzieję, że teraz już wiesz, że nie potrzebuję niczyjej pomocy. -- powiedziała obojętnym tonem.
- Tak, zapamiętam to na przyszłość... -- uśmiechnął się serdecznie. - To jak? Przeprosiny przyjęte? -- popatrzył na nią tymi słodkimi oczkami.
- Jasne. -- odwzajemniła uśmieh, po czym oboje wstali. Dziewczyna poszła odprowadzić go do drzwi. Pożegnała się z nim i już miała zamykać drzwi, gdy ten przytrzymał je ręką i wystawił zza nich głowę.
- Ashley... Nie miałabyś ochoty wyskoczyć jutro na lody? -- znowu te oczy i nieśmiały uśmiech... Działało to na dziewczynę jak magnes. Nie mogła się mu już oprzeć.
- Bardzo chętnie, ale ty stawiasz. -- uśmiechnęła się łobuzersko.
- Jasne. Będę pisał. -- powiedział. Dziewczyna od razu zorientowała się, że Zayn nie ma jej numeru... Już otwierała usta, żeby mu to powiedzieć, ale on przystawił jej palec do ust.
- Tak, mam twój numer... Nie ważne skąd. -- uśmiechnął się i zniknął za drzwiami.
_____________________________________________________________
Dobra, dobra... Wiem, że się nie postarałam i wyszło jak wyszło, ale co zrobić... Ja już taka jestem ;3
Rozdział 5 pojawi się najpóźniej za tydzień, podobnie jak każdy następny, a jeżeli tylko dam radę postaram się wcześniej ;* Jeśli przeczytałaś/eś, zostaw komentarz (żeby dodać komentarz kliknij "chmurkę" u góry posta, a nie u dołu)... To mnie prawdę namotywuje i poprawia wenę <3
Całuję ;*