piątek, 9 maja 2014

Rozdział 1

  Twarz dziewczyny rozświetliły promienie porannego słońca, budząc ją ze spokojnego snu. Podniosła się ospale, podpierając swoje zgrabne ciało na łokciach i spojrzała na kalendarz. Był 2 września... - To już dziś! - pomyślała, po czym wybiegła ze swojego łóżka uradowana. Otóż tego dnia miał się odbyć jej pierwszy dzień w nowym liceum. Podekscytowana pobiegła do łazienki, gdzie odbyła swoją poranną toaletę. Wróciła do swojego pokoju, otworzyła ogromną szafę i wybrała rzeczy, które dziś założy, a były to:  sweterek na guziki w odcieniu pudrowego różu i biała koronkowa spódniczka, do czego założyła kremowe pończochy w przeplatany wzór, a włosy upięła w luźny warkocz i zarzuciła go na ramię. Była już gotowa... Wzięła swoją torbę i zeszła na dół, gdzie ciocia Carmen już czekała na nią ze śniadaniem.
- Dzień dobry, Lucy! -- rzuciła 30-letnia kobieta, stojąca przy blacie kuchennym, krojąc jakieś warzywa.
- Cześć, Carmen! -- odpowiedziała i zasiadła do posiłku.
- Jak wrażenia? -- spytała po chwili Carmen.
- Trochę się denerwuję, ale chyba bardziej jestem podekscytowana. -- odpowiedziała kończąc jeść już płatki z mlekiem. Podeszła do cioci i dałam jej buziaka w policzek.
- Dzisiaj nie chcę się spóźnić, więc już idę. Pa ! -- szybkim krokiem wyszła z kuchni.
- Powodzenia! -- usłyszała jeszcze za sobą głos Carmen i uśmiechnęła się do siebie. Założyła botki na wiązanie w odcieniu pudrowego różu i wyszłam z domu.... Po piętnastu minutach stanęłam przed swoją nową szkołą i oniemiała z wrażenia widząc ogromny, nowoczesny budynek.
  Liceum miało ściany w odcieniu miętowym z dodatkiem limonkowych dodatków, a po jego bokach znajdowały się dwa skrzydła. Weszła po ogromnych schodach, mijając kolejne zupełnie jej nie znane osoby, kolejne badawcze spojrzenia. Stanęłam pod wysokim dachem, podtrzymywanym przez liczne kolumny biegnące wzdłuż całej szkoły i zastanawiała się przez chwilę czy na pewno chce tam wejść... Zebrała się na odwagę i otworzyła wielkie drzwi, wchodząc wewnątrz budynku. Na środku podłogi znajdował się jaguar; znaczek szkolnej drużyny, po bokach korytarza ciągnęła się niewielka wystawa nagród, dalej było widać rzędy szafek, a przy nich mnóstwo ludzi. Nie pewnym krokiem szła przed siebie, przemierzając badawczym wzrokiem korytarze szkoły. Zauważyła sekretariat, tuż obok wejścia i bez zastanowienia weszła do środka.
- Dzień dobry, jestem tutaj nową uczennicą. -- oznajmiła zamykając za sobą drzwi.
- Imię i nazwisko? -- spytała sekretarka, nie odrywając nawet wzroku od ekranu laptopa.
- Lucille Storn. -- podeszła bliżej.
- Dobrze, możesz wejść. -- powiedziała wskazując palcem na drzwi prowadzące do gabinetu dyrektorki.
- Dziękuję. -- rzekła wchodząc do środka.

(...)

Po krótkiej rozmowie z dyrektorką i uzyskaniu kodu do szafki, od razu poszła jej szukać. Stanęła przed rzędem szafek... - 106 , 107 , 108... Jest 109 ! -- powiedziała w myślach. Otworzyła szafkę wpisując kod i zostawiła w niej kilka rzeczy... Nagle stanęła obok mnie piękna dziewczyna o blond włosach.
- Hej, jesteś tu nowa? -- spytała opierając się o czyjeś szafki.
- Tak. Mam na imię Lucy. -- odrzekła cicho, zamykając szafkę.
- Jestem Ashley. Co teraz masz? -- zadała kolejne pytanie.
- Eeem... Biologię. -- odpowiedziała zerkając na swój plan lekcji, który właśnie trzymała w ręce.
- Super, ja też. Chodź, pójdziemy razem. -- oznajmiła ciągnąc ją za sobą.

*Lucille*
Po lekcjach

Wyszłam z sali wraz ze swoją "przyjaciółką" i obie udałyśmy się w kierunku swoich szafek, które znajdowały się na przeciwko siebie. Przechodziłyśmy właśnie obok sali gimnastycznej, gdy na drodze stanęły nam dwie dziewczyny; blondynka i szatynka.
- O, kolejna nowa przylazła. -- zaśmiała się dziewczyna o blond włosach.
- Nie masz co tu robić. Myślisz, że się wpasujesz? Jesteś tylko zwykłą beznadziejną ofiarą losu, lepiej od razu się wypisz, bo tylko sobie siary narobisz! -- powiedziała szatynka. Spuściłam tylko głowę... Dotknęły mnie te słowa, jednak na razie próbowałam powstrzymywać łzy, by potem móc się wypłakać w zaciszu swojego pokoju.
- Nixie, Naty, dajcie jej spokój i zrozumcie w końcu, że tylko z siebie idiotki robicie. Jeszcze jeden taki numer i już nie żyjecie! -- wstawiła się za mną Ashley, złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą zdenerwowana.
- Natalie, chyba trochę przesadziłaś. -- za nami było jeszcze słychać zanikający głos "Nixie" szepczącej do "Naty". Ja i Ash byłyśmy już prawie na miejscu, gdy do Ashley podeszła nauczycielka i kazała jej iść za sobą. Pożegnałyśmy się, a ja podziękowała przyjaciółce za wstawiennictwo. Podeszłam do mojej szafki i zostawiłam w niej kilka książek. Zamknęłam ją i udałam się powolnym krokiem do wyjścia. Cały czas miałam w głowie słowa Natalie. Przemyślałam to i uświadomiłam sobie, że wpasowanie się w otoczenie nie będzie takie łatwe jak mi się wydawało jeszcze dziś rano. A co jeśli faktycznie zrobię z siebie tylko pośmiewisko? Jeśli będę wiecznie nękana? W mojej głowie kłębiło się sporo pytań, na które nie znałam odpowiedzi... Jeszcze... Z moich oczu poleciało kilka łez, a ja sama nie byłam w najlepszym stanie. Z "transu" wybudził mnie mój telefon, który zaczął wibrować w mojej torbie. Wyjęłam go i spojrzałam na ekran. Dostałam SMS-a od Carmen, a jego treść była następująca:


Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech i od razu jej odpisałam. Idąc dalej korytarzem, zapatrzona w komórkę, niechcąco wpadłam w jakiegoś, biegnącego chłopaka po czym oboje wylądowaliśmy na podłodze.
- Uważaj, jak chodzisz! -- krzyknął rozglądając się dookoła po podłodze.
- Przepraszam, nie chciałam. -- powiedziałam zawstydzona, ocierając z moich policzków resztki łez.
- Nic się nie stało. -- spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - Sory, że tak na ciebie naskoczyłem. -- podniósł się z ziemi i podał mi rękę, aby pomóc mi wstać.
- Nie ma sprawy. -- złapałam go za nią i stanęłam na równe nogi.
- Mam na imię Logan. -- przedstawił się przyglądając się dokładniej mojej twarzy. - Ty płakałaś? -- zapytał wpatrzony w moje oczy.
- Nie, wydaje ci się... Jestem Lucy. -- uśmiechnęłam się.
- Dobra, ja muszę lecieć. Pa, Lucy! -- powiedział i poszedł dalej przed siebie. Spojrzałam jeszcze za siebie, przyglądając się brunetowi. Miałam motylki w brzuchu, on był cudowny. Pojawiły się w mojej głowie kolejne nadzieje... Złudne, niestety...

3 komentarze:

  1. Ślicznie napisane!
    3maj się cieplutko ^^

    Jeżeli ci się spodoba zaobserwuj.
    http://moda-ma-zasady.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział ! Śliczny blog !
    http://want-cant-must.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę proszę ;*
    Ślicznie mi tu piszesz Kochanie :D
    Kocham Cię Siostra hihihihihi :)

    OdpowiedzUsuń

Hej, skarby ;* Mam nadzieję, że rozdziały się podobają i proszę, abyście zostawili po sobie komentarz z uwagami dotyczącymi bloga itp, bo to naprawdę motywuje :3
Ściskam, autorka <3