*Ashley*
Ze spokojnego snu wybudziły mnie ciche hałasy dobiegające z salonu. Od kilku dni byłam w domu totalnie sama, bo wujek wyjechał w trasę na pare dni, a jego przyjazd był zaplanowany na sobotę za tydzień. Wstałam z łóżka i powoli zeszłam na dół żeby sprawdzić kto to. Wyjżałam zza drzwi prowadzących do salonu i zobaczyłam jakiegoś kolesia leżącego na mojej kanapie, który beztrosko oglądał sobie telewizję. Myślałam, że mam jakieś pokręcone zwidy, jednak to działo się na prawdę! To wszystko było dziwne, ale musiałam jakoś zareagować. Ukradkiem podeszłam trochę bliżej i wyskoczyłam zza kanapy prosto na nieznajomego włamywacza.
- Jakie miłe powitanie... -- zaśmiał się cicho. Spojrzałam na twarz mężczyzny... To był ten palant ze szkoły Zayn i właśnie "przytulałam" się do niego w pasie!
- Co ty tu robisz, koleś?! -- momentalnie się od niego odsunęłam. - Myślałam, że ktoś się włamał do domu! Zaraz... Przecież tak jest! Po co tu przyszedłeś i jak się dostałeś do środka?! -- zaczęłam krzyczeć rozwścieczona.
- Wiesz, przyszedłem z nudów... Chciałem cię gdzieś wyciągnąć, ale widzę, że nie specjalnie masz na to ochotę. A klucz znalazłem pod wycieraczką. -- powiedział obojęnie z rozśmieszonym wyrazem twarzy. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę korytarza
- Wyłaź. -- otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego wymownie. Zaśmiał się tylko i nadal stał w tym samym miejscu.
- No już! -- zadarłam się.
- Dobra, dobra... Już idę. -- przekroczył próg drzwi widząc moją wściekłość. -- Do zobaczenia, słońce. -- rzucił wychodząc z domu, a ja zamknęłam drzwi bez słowa. Ta wypowiedź nawet mnie nie zdenerwowała, a tylko spowodowała, że na mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec... Zaraz... Przecież nie mógł mi się spodobać ten gangster!

*Lucille*
Chociaż była sobota, ja już od dawna stałam na nogach... Może to nawyk? Zawsze jak byłam mała tata budził mnie wczesnym rankiem... Jeszcze pamiętam słowa, jakie wtedy wypowiadał.
"Kochanie, nie można przespać tak pięknego dnia!"
- Lucy, coś nie tak? -- spytała ciocia wchodząc do kuchni.
- Nie, ciociu. Tylko się trochę zamyśliłam... -- odpowiedziałam, ukazując jej szeroki uśmiech... Mimo, że w głębi duszy słyszałam cichy szloch. Tęskonota... Tak, to zdecydowanie to.
- Kiedy wstałaś? -- odwzajemniła go i stanęła obok mnie.
- Jakąś godzinę temu. -- automatycnie odpowiedziałam.
- A czy godzinę temu nie powinnaś się przebrać w normalne ubrania? -- spoglądając na mnie, przechyliła głowę i uśmiechnęła się wymownie. No, tak... Przecież cały czas siedzę w piżamie.
- Tak, tak... Już idę. -- weszłam po dużych, kręconych schodach na górę. Cóż, nasz dom wyglądał jak willa... Weszłam do pokoju i zajrzałam do szafy. Zdecydowałam ubrać krótkie, czarne spodenki i pończochy , biały podkoszulek, a na to luźny, półprzeźroczysty sweter. Związałam włosy w koka na czubku głowy i zeszłam z powrotem na dół.
- Lucy, chodź tu na chwilkę! -- rozległ się głos Carmen z salonu. Skierowałam się w kierunku właśnie tego pomieszczenia.

- Baylor! -- krzyknęłam, szczęśliwa i przykucnęłam przytulając mojego pupila. Pies rasy mieszanej, był prezentem od moich rodziców na moje 8 urodziny. Był wspaniałym i mądrym przyjacielem, wiedział kiedy ktoś chce skrzywdził swoją właścicilkę, a kiedy jest w porządku. Zawsze mi przypominał o tych latach, w których jeszcze byli przy mnie. Kto wie, gdzie teraz są?... Może nawet nie żyją? Nie! Nie wolno mi tak myśleć.
- To co, może pójdziecie na spacer? -- spytała ciocia.
- Jeszcze się pytasz? -- z uśmiechem na twarzy, spojrzałam na nią wymownie i skierowałam się w stronę wyjścia, a Baylor biegł zaraz za mną. Założyłam mu smycz na szyję, wzięłam torebkę, wkładając do niej ciasteczka, piłkeczkę i frisbee dla psa. Ubrałam czarne koturny, założyłam na nos czarne kujonki... Tak, noszę okulary... Ale tylko czasami, gdzyż częściej zakładam soczewki. Wyszłam z domu z Baylor'em u boku.
*Logan*
Siedziałem właśnie na ławce w parku z moją dziewczyną Natalie, która ciągle przytulała się do mojego ramienia.
- Logan, widziałeś tę nową, Lucy? -- spytała, kończąc minuty ciszy.
- Tak, a co? -- spojrzałem na nią pytająco.
- Trzeba na nią uważać... Może zmienić teraźniejszy porządek w szkole, a tego byśmy nie chcieli. -- powiedziała stanowczo, a ja tylko przytaknąłem. Czasami jej po prostu nie rozumiałem... Nawet nie znała tej dziewczyny, a z wyglądu wcale nie była taka "groźna". No, cóż... Ona wydaje się być taką szarą myszką, a nie jakąś szaloną buntowniczką. Marne szanse żeby odebrała Nix i Naty władzę nad szkołą.
- Halo, Nate. -- pstryknęła mi palcami przed oczami.
- Sory, trochę się zamyśliłem. -- automatycznie odpowiedziałam.
- Nie ważne. Patrz, kto idzie! -- puściła wreście moją rękę i wskazała palcem na przechodzącą obok Ashley.
- Hej, ofiaro! Zgubiłaś się może czy szukasz swojej zaczarowanej żabki. -- zaśmiała się głośno Natalie, a ja razem z nią.
- A ty widzę już swoją żabkę odczarowałaś... Coś ci to nie wyszło, bo jakoś nie widzę różnicy między nim, a żabą. -- odpyskowała blondynka.
- Uważaj na to co mówisz, frajerko, bo jeszcze pożałujesz! -- skierowałem słowa w jej kierunku i tak zaczęła się wielka sprzeczka.
- Zamknijecie się i zostawcie ją w spokoju! -- kłótnię przerwał nam chłopak, który stanął przed Ash, rozkładając ręce, jakby chciał, żeby nie stała jej się żadna krzywda, a był to Zayn.
- Nie potrzebuję obrońcy! -- krzyknęła blondynka i gwałtownie wysunęła się obok bruneta, opuszczając jego ręce na dół.
- Tak mi dziękujesz?! -- "spytał" donośnym głosem, zwracając się w jej stronę, a ja i Naty tylko się śmialiśmy pod nosem.
- Niby za co?! Może za to, że dziś rano włamałeś się do mojego domu?! -- i tak oni zaczęli się kłócić, a my jeszcze głośniej się roześmialiśmy.
*Lucille*
Właśnie przechodziłam z Baylor'em przez park, gdy usłyszałam znajomy mi głos. Spojrzałam w stronę, z której dobiegały krzyki i dostrzegłam tam Ash, kłócącą się z jakimś chłopakiem. Tuż obok nich siedział chłopak i dziewczyna... Oboje cały czas się śmiali. Dopiero, gdy spojrzeli na siebie, zopoznałam ich. Był to Logan i Natalie, chłopak, który oczarował mnie swoim spojrzeniem i dziewczyna, która mnie nie znosiła... i wice wersa. Starałam się zrobić coś, żeby mnie nie zauważyli i jakoś szybko się z tamtąd zmyć. Jednak po chwili usłyszałam swoje imię.
- Lucy! -- odwróciłam się i tylko pomachałam, nie chcąc tam podchodzić. W głębi duszy liczyłam, tylko na to, że nie karze mi tam przyjść, niestety, ale było odwrotnie. Niechętnie stanęłam, razem z Baylor'em obok Ash i reszty...
- Chciałaś coś? -- spytałam, uśmiechając się słodziutko.
- Wytłumacz panu mądremu, że nie jest mi potrzebny żaden ochroniarz! -- wydała rozkaz.
- Ona mówi, że... -- zwróciłam się do nieznajomego, jednak ten zaraz mi przerwał.
- Powiedz jej, że nie mam zamiaru zostawać żadnym ochroniarzem! -- krzyknął. - Ale skoro nie potrafi poradzić sobie z takimi, jak ci, to na pewno by jej się przydał... -- po chwili dodał i spojrzeli na siebie złowrogo.
- Dobra, mam dość! Pozwolicie chyba, że ją na chwilę porwę?! Dziękuje! -- złapałam ją za rękę i pociągnęłam za sobą, razem z moim pupilem... Gdzie? Jak najdalej od nich!
fajny post :) podoba mi się twój design bloga :)
OdpowiedzUsuńzapraszam : because-i-am-happy-forever.blogspot.co.uk